31 grudnia poprzedniego roku w szaleństwie poszukiwania kosztów nabyłem nowego Office’a 2011. Zastąpiłem nim używanego dotychczas Office’a 2008. Pierwsze bardzo ogólne na razie wrażenia są umiarkowanie pozytywne. Najważniejsze spostrzeżenie jest takie, że nowy Office jest niezwykle szybki. W szczególności chodzi mi o szybkość uruchamiania programu. Porównanie z poprzednim Officem 2008 oraz konkurencyjnym iWork wypada zdecydowanie na korzyść najnowszego produktu Microsoftu. Jest on odczuwalnie szybszy także po uruchomieniu, szybciej reaguje na wszystkie polecenia, zdecydowanie odczuwa się lekkość działania całego pakietu. Przy tak szybkim Wordzie znika powoli problem, czy zamykać cały program, czy też pozostawiać uruchomiony, a zamykać tylko dokumenty. Aż chciałoby się powiedzieć nareszcie! Do tej pory patrzyłem z zazdrością jak szybko uruchamiają się programy Office’a na Windowsie 7. Nigdy więcej!
Dzisiaj napiszę tylko o pierwszych wrażeniach i tylko o Wordzie. Bardziej szczegółowo postaram się zrecenzować całego nowego Office’a za kilka tygodni.
Najbardziej widoczna różnica stosunku do poprzedniego Worda to zmiana w interfejsie. Nowy Word o wiele bardziej upodabnia się do swojego windowsowego brata. Mamy tzw. wstążki (ribbony), a nie jak do tej pory inspektora w osobnym okienku.
Po dłuższym zastanowieniu, takie rozwiązanie jest chyba lepsze. W Wordzie 2008 z inspektorem zdarzało mi się, gdy robiłem coś bardzo szybko i niedbale, że otwierałem okno dokumentu na innym ekranie Spaces niż był otwarty inspektor. Możecie wyobrazić sobie do jakiego chaosu wówczas dochodziło przy szukaniu tego inspektora. Wydaje mi się także, że stosowany w różnych programach na Maka (np. iWork) inspektor sprawdza się na większych monitorach, gdzie można go umieścić poza głównym oknem programu. Na moim malutkim ekraniku (13 cali, 1280×800 pikseli) inspektor często chował mi się pod główne okno z otwartym dokumentem. Nigdy nie potrafiłem nad tym do końca zapanować. Stąd też, przywitałem wstążki w nowym Office z dużym zadowoleniem.
Kolejna zmiana, którą uświadomiłem sobie dopiero po dwóch dniach używania, nowy Office jest po polsku. Co prawda gdzieś tam jeszcze głęboko są zakopane niedoróbki i pojedyncze słówka po angielsku, ale generalnie wszystko jest po polsku. To cieszy, z pewnością dzięki tej zmianie Office znajdzie dużo więcej nabywców w Polsce. Dla mnie osobiście, o ile w Wordzie nie robi mi to żadnej różnicy (nawet często wolę mieć save as zamiast zapisz jako), to w Excelu robi. Zdecydowanie wolę mieć wszystkie funkcje po polsku. Lata przyzwyczajeń i setki tysięcy formuł wpisanych po polsku robią swoje. Nie znam po prostu ich angielskich odpowiedników. I jeszcze jedno, jest w końcu wbudowany polski słownik. Koniec z kombinowaniem, kupowaniem nakładek albo przyzwyczajaniem się do braku słownika.
Z ciekawostek, które bardzo sobie cenię, nowy Word w końcu dostał tryb pełnoekranowy. Bardzo lubię tak pisać, dla tego trybu do tej pory uruchamiałem Pages, żeby móc odizolować się od świata zewnętrznego. Teraz mam to w moim podstawowym programie, w którym najczęściej pracuję. Jedyne czego brakuje to skrótu klawiaturowego, który ten „full screen” by uruchamiał.
Kolejna sprawa, w końcu ktoś w MS zmądrzał i pojawił się skrót klawiaturowy znany ze wszystkich innych programów do edycji dokumentów, czyli cmd+shift+S oznaczający „Zapisz jako”. Ponieważ skrót ten działa wszędzie, przyzwyczaiłem się do niego i wciskam go automatycznie. W Office 2008 gdzie tego skrótu nie było, chyba tylko Bill Gates wie dlaczego, zawsze spotykała mnie niemiła niespodzianka. I uwaga! W nowym Office jest! Odkryłem go przypadkowo, odruchowo wciskając tę kombinację klawiszy. Mała rzecz a cieszy.
Dobra, tyle z pozytywów. Tak jak pisałem, generalnie jestem na dużym poziomie ogólności, zadowolony, ale rozczarowanie przyszło szybko. W pierwszym dniu użytkowania otrzymałem od kogoś plik i musiałem wprowadzić tam kilka poprawek. Tekst był napisany czcionką Tahoma. I niestety dalej, podobnie jak w Wordzie 2008, jest błąd, który powoduje to, że niezależnie jaką czcionkę ustawisz (z wyjątkami, o tym za chwilę) to i tak Word sam zmieni ją na Times New Roman. Działa to mniej więcej tak: zaznaczasz cały akapit, zmieniasz czcionkę na dowolną inną niż TNR, wstawiasz kursor w dowolne miejsce w akapicie i zaczynasz pisać, oczywiście spodziewając się, że będzie to ta ustawiona czcionka. Nic bardziej mylnego, będzie to dalej Times New Roman.
Szydząc lekko z Twórców Office’a trzeba przyznać, że w porównaniu z Wordem 2008 i tak nastąpił postęp. Tam nie było żadnych wyjątków, a w 2011 te wyjątki są i warto je znać. Po ustawieniu czcionki Arial, Word się lituje i pozwala pisać dalej Arialem. Następny wyjątek jaki znalazłem to Calibri, ale uwaga ustawione jako „Calibri (Nagłówki)”. Jeżeli ustawi się samo „Calibri”, to dalej będziemy pisać czcionką Times New Roman. I ostatnia czcionka to Cambria, ale musi być ustawiona jako „Cambria (Tekst podstawowy)”, samo Cambria nie zadziała. Co ciekawe błąd ten nie występuje w programie Power Point. Tam zmiana czcionki na dowolną działa tak jak powinno to działać. Przyznam się, że ten drobiazg powoduje spore rozczarowanie. Czy to jest tak trudno zrobić? Wiem, że nie jestem odosobniony w tym problemie, więc to nie jest jakaś fanaberia moje komputera. A w końcu, to i tak szczęście w nieszczęściu, że Word dokonuje tej zmiany na dosyć uniwersalną i popularną czcionkę Times New Roman, a nie na np. na Windings, to dopiero byłaby udręka. Jeżeli znacie jakieś rozwiązanie tego problemu, błagam zostawcie wiadomość w komentarzach.