Jak już wszyscy zapewne wiedzą Google zamyka usługę Reader. Dla mnie to katastrofa. Subskrybuję za pomocą kanałów RSS grube dziesiątki stron. Jedno miejsce, gdzie mam zagregowane wszystkie RSS-y jest dla mnie zbawieniem. Inaczej przeglądałbym swoje ulubione strony, zamiast kilkunastu minut, długie godziny. Informację o tym, że Google wyłącza tę usługę przyjąłem prawie zapłakany.

Podstawowym dobrodziejstwem usługi Google Reader jest synchronizacja. Mogę dzięki temu czytać RSS-y na iPhonie za pomocą jednego programu, kontynuować za jakiś czas na iPadzie za pomocą kompletnie innego, a wieczorem kończyć na Maku za pomocą jeszcze czegoś innego. Zdaję sobie przy okazji sprawę, że taki schemat działania nie jest obcy dla bardzo wielu osób. Oczywiście sednem sprawy jest to, że jak przeczytam danego newsa na jednym urządzeniu, to dzięki synchronizacji przez serwery Google’a na innym urządzeniu będziemy mieli tę wiadomość przeczytaną.

Google Reader pojawił się w 2005 roku i od tamtej pory skutecznie wyciął w pień całą konkurencję. Przecież taki NetNewsWire był swego czasu klientem innej usługi, jakiegoś innego agregatora RSS-ów, którego nazwy teraz nawet nie pamiętam. A teraz aktualnie nie ma nic innego. Mało tego, nie ma czegoś nawet blisko, czegoś chociaż podobnego, jakiejś alternatywy, którą można rozważać. Nie ma nic. Dla porównania spójrzmy na przeglądarki internetowe. Jakby dzisiaj Google postanowił nie rozwijać dalej przeglądarki Chrome, to można rozważać Safari, a może Firefoxa, a jak kto woli to Operę. W przypadku takiej usługi jak Google Reader nie ma nic. Jeżeli znacie jakieś konkurencyjne serwisy, które choć trochę przypominają to co daje nam Google Reader, koniecznie dajcie znać. Oczywiście same RSS-y nie znikają, ale co z tego…

Pewną nadzieję budzi ten tweet od twórców Reedera (znany klient Google Readera na Maka i na iOS): 

Widać, że coś się będzie działo. Musi coś się dziać, co zapełni lukę. Może, tak jak w przypadku Reedera, który posiada aplikację na wszystkie platformy, dostaniemy synchronizację przeczytanych wpisów przez iCloud? To by miało sens… Pożyjemy, zobaczymy.

Jeszcze taka uwaga, jak to może wpłynąć na deweloperów różnych aplikacji. Wszystkie programy jakie znam, które służą do przeglądania RSS-ów, są klientami Google Readera. Wszystkie. Początek używania każdego z nich rozpoczyna się zawsze od podania loginu i hasła do naszego Google’owego konta, co powoduje, że po chwili możemy zacząć czytać swoje od zawsze subskrybowane kanały RSS. A co będzie teraz? Widać, że opieranie swojego biznesu na jakiejś usłudze jakiegoś giganta IT  jest ryzykowne. Napocisz się i wyprodukujesz dobrego klienta Twittera, to Twitter w każdej sekundzie może po raz kolejny zmienić API i masz po biznesie. Napiszesz fajnego klienta Google Readera, to Google wymyśli, że zamyka tę usługę i żegnasz się ze swoją aplikacją. Ryzykowne sprawy, jak pokazuje ten przykład bardzo.

Google jako przyczynę zamknięcia Readera podaje zmniejszającą się liczbę osób, która korzysta z tej usługi. Wcale mnie to nie dziwi. Bardzo dużo osób dzisiaj jako agregatora treści używa np. Facebooka. Mam mnóstwo znajomych, którzy tak właśnie robią, a jak ich pytam w jakim programie czytają RSS-y, to patrzą na mnie ze zdziwieniem i pytają….: A co to są RSS-y?

Przy okazji, póki wszystko działa, możecie subskrybować kanał RSS bloga MacTutorial tutaj.

Koniec Google Readera to dla mnie katastrofa
Tagi: