Zdarza się Wam czasem edytować plik, po czym dosłownie po chwili otwierać go w innym programie? Normalna rzecz, mi zdarza się to cały czas. Plik „przycięty” w Podglądzie muszę wczytać na stronę internetową lub też chcę go jeszcze poprawić w Pixelmatorze. Plik poprawiony w Pixelmatorze muszę z kolei zapisać kompletnie gdzie indziej. W którym miejscu jest problem? W żadnym, chodzi o to, że gdy muszę wykonać tę czynność wielokrotnie, a obrabiane pliki są dramatycznie głęboko zakopane w strukturze katalogów, dotarcie do nich zajmuje dłuższą chwilę. Jeżeli wykonuje się tę czynność raz, nie ma problemu, kilkadziesiąt razy z rzędu, zaczyna być to męczące.
Zawsze, gdy przedzieram się przez taką strukturę katalogów (to ważne, nie szukam, wiem gdzie jest dany plik, niestety wiem, że jest w szóstym poziomie struktury katalogów i muszę jakoś do niego dotrzeć) przypomina mi się powiedzenie z książki Dune: „W pułapkach pułapki w pułapkach”. Tym razem są to podkatalogi w podkatalogach a te w kolejnych podkatalogach… i tak ciągle w kółko. Nic nie pomaga to, że najczęściej odwiedzane katalogi mam umieszczone w bocznym pasku. Czasami zdarza się, że muszę pracować z plikami, które są bez żadnego schematu rozrzucone po całej strukturze katalogów. Przyznam się ze wstydem, że informację o ostatnio odwiedzanych miejscach odkryłem dopiero niedawno, może ze dwa miesiące temu. Jak jednak już to zobaczyłem, wykonywanie codziennych, często powtarzanych czynności stało sie dużo, dużo szybsze.
Katalogi oznaczone na powyższym rysunku jedynką, to zwykła ścieżka dostępu do pliku – wiemy gdzie jesteśmy. Natomiast katalogi oznaczone dwójką, to miejsca, w których byliśmy przed chwilą podczas normalnej pracy z systemem. To katalogi, w których otwieraliśmy rożne pliki lub też katalogi, do których zapisaliśmy wynik naszej pracy. Teraz dzięki „ostatnim miejscom” (w anglojęzycznych programach „recent places”) mamy do nich szybki dostęp. Fajne! Drobiazg, a cieszy. Nauczcie się z tego korzystać, będziecie szybsi.