Do napisania tego tekstu zachęciła mnie lektura tego wpisu na M@kowcu. Odkąd zobaczyłem po raz pierwszy małego pendrive’a służącego za płytę systemową w najnowszych Macbookach Air, zakochałem się w tym rozwiązaniu. Tak właśnie widzę przyszłość. System operacyjny na takim sprytnym małym pendrivie, a cała reszta albo gdzieś na serwerach Apple albo w Dropboxie, ewentualnie na zewnętrznym dysku twardym. Najchętniej wyrzuciłbym do kosza wszystkie posiadane płyty dvd lub cd z archiwalnymi danymi, jak również z przyjemnością pozbyłbym się płyt z oprogramowaniem. Już dzisiaj używam napędu optycznego w moim MBP tak rzadko, że za każdym razem jak to robię, to nigdy nie pamiętam kiedy robiłem to poprzedni raz. A dodatkowo chętnie przywitałbym komputer lżejszy o napęd optyczny i ewentualnie cięższy o dodatkową baterię włożoną w to miejsce.
Marzy mi się sytuacja, w której przy wymianie komputera, stary będę mógł po prostu sformatować i oddać kolejnemu użytkownikowi, a na nowym zaloguję się swoim Apple ID, a wszystkie moje dane zostaną odtworzone z backupu – bez sięgania po jakiekolwiek płyty z danymi. Tutaj widzę kilka możliwości…
Pierwsza możliwość to na razie science-fiction, choć mam wrażenie, że jest to przyszłość bliższa niż nam się wszystkim wydaje. To wymarzone przeze rozwiązanie byłoby pewnym połączeniem sposobu działania Dropboxa i Time Machine. Chciałbym, żeby Apple zaproponowało usługę pod nazwą powiedzmy Cloud Time Machine. Tak jak dzisiaj codziennie (no może czasami trochę rzadziej niż codziennie) wykonuję backup swoich danych na zewnętrznym dysku twardym, tak chciałbym, zastąpić mój wysłużony dysk Western Digital miejscem na serwerach gdzieś w Kaliforni (nie ukrywam, że mam pewną nadzieję, że taka usługa powstanie już wkrótce, w końcu po coś Apple wybudowało to wielkie centrum obliczeniowe). Co prawda wykonanie pierwszego backupu (w moim przypadku ponad 200GB) trwałoby zapewne z tydzień albo i dłużej, ale już kolejne kopie serwisu wykonywane metodą przyrostową, powiedzmy raz dziennie, to nie byłby jakiś specjalny wysiłek dla przeciętnego polskiego łącza internetowego. Przy zakupie nowego komputera aktywowalibyśmy swoim Apple ID usługę Time Machine i nasze dane zaczynałyby się ściągać. Wiem, że przy polskich łączach internetowych brzmi to trochę jak byśmy przynajmniej planowali lot na Marsa, ale mimo to, gdyby dzisiaj taka usługa była dostępna, to z pewnością byłbym z jednym z pierwszych, którzy sprawdzaliby cenę takiego rozwiązania.
Drugie rozwiązanie, które mam na myśli jest trochę bliżej rzeczywistości. I jest to, przynajmniej na razie, rozwiązanie, w kierunku którego staram się podążać. Otóż planuję całe oprogramowanie, które posiadam sukcesywnie przenosić do Mac App Store. A więc kolejne wersje programów (np. Pixelmator, kolejny przyszły iWork, na który czekam z utęsknieniem, itp.) kupiłem lub będę kupował poprzez MAS. Wygoda takiego rozwiązania jest ogromna. Oznaczałoby to koniec z pamiętaniem kluczy z licencjami różnych programów. Aktualnie część oprogramowania mam z różnych paczek promocyjnych, część kupiłem na stronach producentów, część mam na znienawidzonych płytach (iWork i MS Office) i jest to w perspektywie zmiany komputera bardzo kłopotliwe. Gdzie ja mam wszystkie licencje zapisane?! Po przeniesieniu wszystkiego do MAS, na kolejnym komputerze ściągnąłbym po prostu oprogramowanie przynależne do mojego konta i koniec, żadnych instalacji, żadnego poszukiwania kluczy licencyjnych. Wiem, że prędzej czy później tak będę miał. Jedyny znak zapytania pojawia się w przypadku MS Office, którego podejrzewam w MAS nie zobaczymy. Ok, jedną instalację z płyty (najchętniej z napędu zewnętrznego dołączanego tylko na tę jedną okazję) jestem gotów raz na kilka lat przeżyć. To czego mi aktualnie brakuje, to mechanizmu przenoszenia licencji wcześniej zakupionych programów do Mac App Store. Przecież nie kupię drugi raz np. Screen Flow (99$), tylko dlatego, żeby mieć go w MAS. A więc programy docelowo przenoszę do MAS, likwiduję różnorodność, gromadzę klucze licencyjne w jednym miejscu. Proces ten z pewnością zajmie mi dłuższą chwilę, ale wierzę, że za jakiś czas tak właśnie będzie. Zresztą, złapałem się na tym, że nowego oprogramowania poszukuję tylko i wyłącznie w Mac App Store.
Z kolei dane (w tym muzyka i zdjęcia) chciałbym docelowo przenieść do Dropboxa. Po to, żeby na kolejnym komputerze zainstalować Dropoboxa i zostawić komputer na noc włączony. Takie rozwiązanie jest bardzo fajne z praktycznego punktu widzenia. Jednakże jest jedno ale. Aktualne ceny Dropboxa, czyli 199$ rocznie za 100GB, to zdecydowanie zbyt dużo. A ja potrzebuję tak około 250GB, co wychodziłoby… dużo ponad to co uznaję za rozsądną cenę za bezpieczeństwo swoich danych. Wiem, wiem, dane są więcej warte niż 250GB kupione na Dropboxie, ale póki co zadowolę się zewnętrznym dyskiem twardym.
W żadnym z powyższych scenariuszy nie ma miejsca na stałe na napęd optyczny, więc jak tylko Apple doda do kolejnej rewizji Macbooka Air podświetlenie klawiatury, ewentualnie zabierze z Macbooka Pro napęd i wstawi w to miejsce dodatkową baterię, to będzie mi prościej podjąć decyzję o wymianie komputera na nowszy.
Ten moment pozbycia się przeze mnie napędu dvd w komputerze zapewne nadejdzie, tylko niestety nie dzisiaj ani nie jutro. Przed chwilą nagrałem płyty do jutrzejszego słuchania w samochodzie. Dzięki temu już wiem, że w przyszłości muszę wyeliminować kolejny słaby punkt z mojego planu pozbycia się napędu optycznego z komputera. Muszę kupić samochód „iPod friendly”.