Od czas upgrade’u do Liona zauważyłem dosyć niepokojącą rzecz. Mój komputer był o wiele bardziej gorący niż poprzednio, za czasów Snow Leoparda. Potrafił także rozpędzać wiatraki w stanach kompletnej bezczynności! O ile rozumiem, że komputer może troszkę się zagrzać np. przy oglądaniu filmików na YouTube lub przy eksporcie MacGadki w GarageBand, to przy pisaniu pliku w Wordzie lub przeglądaniu statycznych stron w internecie powinien milczeć jak grób! Tymczasem bez żadnego istotnego powodu potrafił rozpędzać wiatraki oraz grzać procesor. Macie podobny problem? Czytajcie dalej, bo chyba udało się znaleźć rozwiązanie.
Okazało się po uważnej obserwacji, że bardzo często na szczycie procesów, które zajmują najwięcej mocy procesora znajduje się regularnie proces o wdzięcznej nazwie WindowServer. Przyznam się, że nie wiem co tak naprawdę robi WindowServer, mało mnie to interesuje. Niech sobie robi co chce, tylko niech przy tym nie obciąża zbytnio systemu!
Na samym początku zrzuciłem wszystko na karb nowego systemu, który musi sobie wszystko uporządkować. Po czym puknąłem się w głowę, bo przecież nie robiłem upgrade’u, tylko instalowałem system na czysto. Aby się tego pozbyć należy posprzątać w programach, które uruchamiają się przy starcie systemu. Robi się to następująco:
Należy uruchomić „preferencje systemowe” i wybrać opcję „użytkownicy i grupy”. Następnie należy kliknąć przycisk „logowanie”.
W moim przypadku wyglądało to następująco – dużo śmieci:
Usunąłem wszystkie programy, których system nie rozpoznawał i… odpukać, komputer milczy . WindowServer czasami zajmie maksymalnie 10% mocy procesora. Wiatraki, przy nierobieniu niczego, grzecznie stoją. Komputer zaczął ponownie zachowywać się przewidywalnie, czyli pracuje i grzeje się jak coś robię, a jak nic nie robię, to jak za starych dawnych czasów napawam się ciszą.
Dajcie znać, czy mieliście ten sam problem i czy to rozwiązanie pomogło.