10-9-mavericks

Nie zdążyłem napisać wpisu przed ostatnią prezentacją Apple z moimi oczekiwaniami odnośnie Mavericksa. Ale to nie szkodzi, bo tekst byłby wyjątkowo krótki. W dużym skrócie moje oczekiwania można było zamknąć w jednym prostym haśle – jak najmniej kłopotów po upgradzie do 10.9.

Jestem już grubo ponad tydzień na Mavericksie. No i co? I jest bardzo dobrze! Proces instalacji przebiegł bez najmniejszych problemów, a system chodzi magicznie szybko. Jest świetnie, polecam ten upgrade do Mavericksa wszystkim niezdecydowanym z różnych dziwnych powodów. Tak „dziwnych”, bo racjonalnych przy cenie „zero” nie potrafię znaleźć.

Jest przynajmniej jedna zmiana, taka widoczna dla użytkownika końcowego, dla której warto to zrobić – praca z wieloma monitorami. Po ostatniej dwuletniej niemocy, Apple w końcu się pozbierało i dało nam to w formie idealnej. Aplikacje pełnoekranowe na dwóch osobnych monitorach to bajka. Przenoszenie ich między ekranami działa wyśmienicie. Nie znajduję żadnych wad tak opracowanej funkcjonalności. Gdyby upgrade do Mavericksa przynosił tylko tę jedną zmianę, to byłbym za to wręcz gotowy zapłacić. Reszta funkcjonalności? Hmmm, iBooks na Maku jest jeszcze warte uwagi, cała reszta mnie średnio interesuje. Aby w pełni wyrobić sobie opinię, oczekiwałbym jeszcze jakichś solidnych testów, zrobionych przez specjalistów, jak wpływają na prace systemu zmiany wykonane „pod maską”, czyli wszystkie możliwe oszczędności energii, czy też przyspieszacze.

ekrany-mavericks

Mogę się jednak założyć się o niezłe pieniądze, że większość przeciętnych użytkowników, z zastrzeżeniem, że nie pracują z wykorzystaniem zewnętrznego monitora, nawet nie zauważy momentu upgrade’u z 10.8 do 10.9. Możecie nawet zrobić test na swoich bliskich, którzy wyjątkowo konsumpcyjnie podchodzą do swoich maków, tj. używają głównie przeglądarki internetowej. Wykonajcie potajemnie upgrade do Mavericksa i obserwujcie ich reakcję. Ja taki eksperyment już przeprowadziłem i wynik jest zgodny z moimi oczekiwaniami: „A to ja mam jakiś nowy system wgrany?”. Ale czy to źle? A czy ja wiem… Powiedziałbym wręcz, że chyba dobrze.

Potrafię jednak zrozumieć geeków, którzy mogą narzekać na to, że zmian jest mało. Bo z ich punktu widzenia, to faktycznie niewiele się zmieniło. Ja jednak odkąd dostałem w systemie iOS dużą zmianę (iOS 6 -> iOS 7), która była przecież tak wyproszona przez narzekających użytkowników, że od lat nic się nie zmienia, to nie wiem, czy jestem dalej taki chętny na wywracanie systemu operacyjnego do góry nogami po to tylko, żeby coś się zmieniło. Zmiana dla zmiany, po to tylko, żeby ją zrobić, też nie jest dobra. 

Jestem zatem zadowolony, że jest jak jest. Prace poszły w kierunku stabilności systemu, szybkości działania, a nie w stronę wizualnych fajerwerków. I bardzo dobrze!. To co się stało jest całkowicie zgodne z moimi oczekiwaniami. Mogłem sekundę po upgradzie usiąść dalej do pracy, a nie zastanawiać co mi teraz przestało działać (z jednym drobnym wyjątkiem), nie musiałem także  zadawać sobie pytań w stylu „Dobra, to co teraz trzeba kliknąć?”.

Jeżeli tak ma dalej wyglądać rozwój OSX-a, który będzie polegał, z edycji na edycję, na szlifowaniu drobiazgów, to jak dla mnie „Apple może nie zaskakiwać” już nigdy, jak również „Apple może się kończyć”. A niech się kończy, jak to ma dalej tak wyglądać.

Mavericks dla przeciętnego użytkownika nie zmienił nic
Tagi: